Strona:Stefan Grabiński - Demon ruchu.djvu/184

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Straciłem ciężar właściwy, czy co? Czuję się lekki jak pióro.
    I powędrował w górę aż pod strop wozu.
    — Ale co też się stało z tamtymi? — przypomniał sobie, schodząc ku drzwiom do sąsiedniego przedziału.
    U wejścia spostrzegł w tej chwili inżyniera, który uniesiony również parę centymetrów nad podłogą, ściskał mu serdecznie rękę.
    — Witam kochanego pana! I pan, widzę niezupełnie w porządku z prawami ciężkości?
    — Ha, cóż robić? — westchnął z rezygnacyą Ryszpans. — Pan nie raniony?
    — Broń Boże! — zapewnił Zniesławski. — Jestem cały i zdrów jak ryba. Przed chwilą dopiero przebudziłem się.
    — Szczególne przebudzenie. — Ciekaw też jestem, gdzie się właściwie znajdujemy?
    — Ja również. Pędzimy, zdaje się, z zawrotną chyżością.
    Wyjrzeli przez okno. — Nic — pustka. Tylko silny, chłodny prąd, wiejący zewnątrz nasuwał przypuszczenie, że pociąg leci jak furya.
    — To dziwne — zauważył Ryszpans. Absolutnie nic nie widzę. Pustka w górze, w dole, pustka przedemną.