Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„psie figle“, o tyle zczasem sprzykrzyła mu się ich natrętna ustawiczność. Tem bardziej, iż głuche przeczucie mówiło, że nic to dobrego nie wróży. Jakaś nieuchwytna pamięć, jakaś organiczna mneme, rejestrująca przeszłość w podświadomych złożach duszy, zdawała się ostrzegać przed czemś, co teraz, wkrótce już miało nastąpić; Pomian miewał chwilami mgliste wrażenie, że podobne objawy już parę razy przedtem w życiu swem przeżywał, że to, co go teraz tak uporczywie prześladuje, kiedyś już, dawniej było, a obecnie powtarza się z pewnemi odmiankami. Z zaciśniętemi od pasji zębami postanowił jednak wytrwać i wytropić „błaznujące indywiduum“.
W tym celu spędzał całe dnie w zaatakowanym pokoju, śledząc bacznie każdy szczegół. Napróżno. Ani razu nie udało mu się przyłapać nikogo, ani razu nie zdołał zaobserwować najmniejszego ruchu wśród sprzętów i przedmiotów składających się na całość wnętrza. Natomiast wystarczyło wyjść na chwilę z pokoju, by po powrocie zauważyć jakiś nowy „kawał“.
Wkońcu wziął się na sposób: zaczął obserwować swoją pracownię z zewnątrz, t. j. z przyległej obok sypialni. Całemi godzinami ślęczał tu na krześle, zaglądając do wnętrza przez dziurkę od klucza. Rezultat był żaden: nie spostrzegł nic podejrzanego; zawsze jakoś stawiano go wobec faktu dokonanego, nie pozwalając na śledzenie przebiegu i sposobu przeprowadzenia figla.
Wtedy chwycił się innego środka: postanowił za-