Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mian. Poznał i w tymże momencie stracił z oczu: bo zanim dziwny człowiek dosięgnął platformy balkonowej, postać jego rozpadła się na mgliste strzępy i znikła bez śladu...
Pomian odetchnął głęboko i otarłszy pot z czoła, zaczął skradać się ku bramie, by wydrzeć się nareszcie z objęć przeklętego domu. Lecz gdy już kładł drżącą rękę na klamce, usłyszał za sobą suchy kaszel Święckiego.
— Pan tu do kogo? — zabrzmiało nieufne pytanie.
— Zdaje mi się, mój stary — odpowiedział Pomian głosem obcym, drewnianym — że szukałem tutaj cieniów twego pana, a tymczasem podobno spotkałem się z...
Nie dokończył i machnąwszy ręką, szybko wybiegł na ulicę..