Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu na posadzce zbroczonej plamami krwi zastali ministra w pozycji pół klęczącej, opartego łokciem jednej ręki o tafle podłogi, a palcami drugiej wplecionego kurczowo w żelazne przęsła ochronnej balustrady. W oczach Pradery, zawleczonych już blachmanem śmierci, zastygły strach i zdumienie — z piersi przebitej nożem w okolicy serca sączyła się ciemna, purpurowa struga...
Przyjaciele jak piorunem rażeni stali przez chwilę bez ruchu u wejścia. Pierwszy ocknął się dr. K. i rzucił się ku nieszczęśliwemu. Lecz wkrótce przekonał się, że ratunek był niemożliwy: zabójcze ostrze przecięło tętnicę...
Zwłoki przeniesiono natychmiast w głąb domu, zawiadamiając równocześnie o fakcie organy bezpieczeństwa publicznego. W pół godziny potem stolica a w dwie kraj cały dowiedział się o ponurej nowinie...
Wdrożone natychmiast śledztwo nie dało żadnych pozytywnych wyników; owszem w miarę ponawiania wysiłków władz policyjnych sprawa wikłała się coraz bardziej. Nie zdołano nawet ustalić charakteru zbrodni. Wprawdzie większość dzienników zaliczyła ją do kategorji zamachów na tle politycznem, lecz enuncjacje te brzmiały niepewnie i bez przekonania.
Zeznania świadków, w tem Amelji Pradera, żony ś. p. ministra i służby nie przyczyniły się prawie w niczem do wyświetlenia prawdy. Przeciwnie — wniosły raczej ferment zagadkowości i tajemnicy. Zwłaszcza jeden szczegół, podany przez kamerdynera, Józefa Święckiego zabarwił ciemną aferę w sposób groteskowy.