Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tłumaczyła jakby trochę zmieszana, zamykając za nim drzwi na klucz.
— Kłamie — pomyślał, zdejmując zarzutkę.
Gdy Amelja, wyprzedziwszy go o parę kroków, przeprowadzała gościa do salonu, Pomian ujrzał w zwierciadle na lewej ścianie przedpokoju przez uchylone drzwi od kuchni Justynkę. Stała w bieliźnie, bosa, z rozpuszczonemi włosami i wypiekami na twarzy zmienionej od rozkoszy czy bólu. Koszula do spinania na boku obsunęła jej się z ramienia i odsłoniła pierś dziewczyny jędrną i soczystą jak jagoda. Pierś ta była skrwawiona; parę rubinowych kropel wywołanych jakby przez ukłucie igłą lub szpilką wykwitło w okolicy sutki prawej. Justynka, zajęta oglądaniem miejsca zranionego nie spostrzegła, że jest obserwowaną.
Pomian udał, że niczego nie zauważył i w milczeniu wszedł za Amelją do pokoju bawialnego. Rozmowa zrazu jakoś nie kleiła się. Czuł, że przyszedł tu nie w porę i że w czemś przeszkodził. Amelja wyglądała na zażenowaną i unikała jego spojrzeń. Dopiero po podwieczorku, który podała własnoręcznie, nastrój trochę poprawił się; naprężenie sytuacji złagodniało i pani, odzyskawszy swobodę ruchów, wszczęła ożywioną rozmowę na temat bieżącej literatury.
Amelja zdradzała duże oczytanie, ale było ono nader jednostronne. W sztuce zajmowało ją tylko ciało i płeć; zagadnienia seksualne, zwłaszcza objawy miłości anormalnej i przewrotnej pochłaniały wyłącznie