Strona:Stefan Barszczewski - Obrazki amerykańskie.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

den z młodzieży, gdy wykładający skończył — więc pan sądzi, że takie reformy dopną celu zamierzonego?
I rozpoczyna się wymiana zdań, czasem naiwnych, czasem głębokich, a zawsze rozszerzających widnokrąg myśli.
To jest Chicago.
Panna ma swoich znajomych. Zaprasza ich do domu, przedstawia rodzicom:
My friend!
Grzeczny kawaler przysyła pannie bilet do teatru. Idą tam sami. Potem do restauracji na kolację lub do owocarni na icecream-soda (lody z wodą sodową).
Kawaler odprowadził pannę do domu. Żegnają się u progu:
Good night, sweet girl!
Good night, dear boy!
Nikt im tego za złe nie bierze.
To jest Chicago.
Dym, kurz, brudy na ulicach, gmachy dwudziestopiętrowe w śródmieściu, olbrzymie dzielnice domków drewnianych dokoła; 315 kościołów, 150 domów modlitwy, 30 teatrów, posiadających 42,000 miejsc numerowanych, 60 kilometrów wspaniałych bulwarów, łączących wstę-