Strona:Stefan Barszczewski - Obrazki amerykańskie.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I byłby się mój przyjaciel ze mną pokłócił, gdyby nie to, że zaprosiłem go na śniadanie.
Tu dopiero poznałem serdeczność i gościnność polską, bo nietylko, że interes, dla którego był się uwolnił z biura, odłożył do dnia następnego, aby mi tylko towarzystwa dotrzymywać, ale nawet przetrzymał mnie na owem śniadaniu do godz. 9-ej wieczorem.
Okazało się, że jest człowiekiem zamożnym, bo gdy ja ograniczyłem się na wydaniu około dziesięciu rubli, on zapłacił chyba ze trzydzieści za trunki najrozmaitsze, a jeszcze chciał stawiać i wciąż wykrzykiwał:
— Pal djabli ratę, pal djabli Baumzwajga (zapewne także sposób mówienia), kiedy hulać, to hulać!




Dnia...

Nie zdarzyło mi się nigdy u nas zauważyć, aby pisma tygodniowe lub miesięczne traktowały lekceważąco prasę codzienną. Uważałyby to za śmieszność,