Strona:Stefan Barszczewski - Obrazki amerykańskie.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie znają. Pomimo to zachwycam się niemi ogromnie.
Paryżanka — to róża: nadstawia się, by ją uszczknąć. Kolce jej mało kolą. Warszawianka — mimoza: stula listki przy dotknięciu.
Pod wpływem pewnej chwili, której wolę nie opisywać, zrobiłem ten aforyzm i przyznam się, że jak na trzeźwo myślącego amerykanina, jest trochę za sentymentalny. Widocznie kraj ten zaczyna oddziaływać na mnie.




Dnia...

Szedłem ulicą z przyjacielem moim, literatem, gdy podbiegł ku niemu młodzieniec jakiś, rzucił mu się w objęcia i nuż całować go, jak kobietę:
— Kopę lat, kopę lat nie widziałem cię! — wołał.
Wiem, że kopa znaczy sześćdziesiąt, ze zdziwieniem więc patrzałem na nich, bo obaj razem kopy lat nie liczyli. Jakże więc mogli nie widzieć się lat sześćdziesiąt. Dowiedziałem się na-