Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez Steinacha, Woronowa i innych uczonych próby zwalczania choroby starości osiągnęły wkońcu wyniki zupełnie konkretne, dostępne wszystkim, jak inne wynalazki ducha ludzkiego. I dr. Chwostek poddał się raz temu leczeniu w nieokreślonej nadziei odzyskania też słuchu. Niestety, nadzieja ta zawiodła. Dr. Chwostek pozostał głuchy. Zaniechawszy wskutek tego kalectwa praktyki lekarskiej, tem bardziej poświęcił się badaniom naukowym. Ale teraz nastąpił zwrot w jego upodobaniach. Nie zajmowały go już tyle postępy techniki, na które cały niemal świat zwracał uwagę tak pilną i którym poświęcał wszystkie swe wysiłki — ile sprawy ducha ludzkiego, ile ukryte jeszcze, lecz wyłaniające się coraz szybciej i wyraźniej śród wybranych, potęgi psychiczne. Im poświęcił się całkowicie.
Kalectwo uczyniło go zgryźliwym i małomównym i, choć z ruchu warg osób przemawiających doskonale rozumiał rozmowę, to jednak rzadko w niej uczestniczył, a jeżeli czasem głos zabrał, wówczas przemawiał zdaniami oderwanemi, aforyzmami, pozornie nie mającemi często związku z tem, co się mówiło, a stanowiącemi jakby wyładowanie myśli w mózgu jego krążących i dotkniętych tajemniczą iskrą skojarzania wyobrażeń z rozmową, którą w jego obecności toczono.
Z biegiem lat powróciła znów starość, ale nie chciał już słyszeć o ponownem usunięciu tej „choroby“, o odmłodzeniu się raz jeszcze. Krążył więc