Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wróciłeś już z Wersalu, pilno mi było poznać treść rozmowy, utrwalonej na taśmie fonograficznej, którą zabrałeś z sobą. Chodzi mi o to tem bardziej, że dziś z rana zaszedł tu wypadek, który, być może, stoi w związku z twoją sprawą.
— Cóż się stało? — spytał Znicz zaciekawiony.
— Dziś z rana wyłowiono z Wisły zwłoki znanego ci wywiadowcy naszego, Szuna. Widocznie zamordowano go na rzece lub na jej brzegu i wrzucono do wody. Postrzał w tył głowy. Zabito go zdradziecko, albo w pościgu. I nie dla rabunku, bo pieniądze zostały w kieszeniach.
— O śmierci jego już wiem — rzekł Znicz spokojnie.
— Skądże? — spytał Parker. — Czyżby już telefonowano ci o tem do Wersalu?
— Nie! Ale zgadłeś, naczelniku, że morderstwo to stoi w związku z moją sprawą. Dowiedziałem się o niem z owej taśmy. Chodźmy!
Tu skinął też na starca, który, stojąc zboku i nie widząc warg rozmawiających, spoglądał, jak człowiek głuchy, to na jednego, to na drugiego wzrokiem pytającym.
Istotnie, dr. Chwostek był głuchy. Niegdyś lekarz, wzięty i namiętnie interesujący się postępami wiedzy, ogłuchł zupełnie wskutek wybuchu gazów, nad któremi robił doświadczenia. Było to jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku. Rozpoczęte w dziewiętnastym wieku przez Brown Sequarda, a następnie wznowione w dwudziestym