ci wnioskiem, i być może, iż widzą mnie nawet teraz tu u ciebie.
— Ale Czandu, delegacie, Czandu! — zawołał orjentalista, nie mogąc już pohamować niecierpliwości. — Co ma z tem wszystkiem wspólnego fajka do palenia opjum?
— Zaraz usłyszysz, profesorze, bo jeszcze nie skończyłem — odparł Znicz i sięgnął do kieszeni na piersiach, a wyjąwszy z niej zwój papierów, dodał:
— Oto dokument, którego szukali w mojem mieszkaniu i nie znaleźli. Dokument niezmiernej wagi. Otrzymałem go przed trzema dniami od naszego wywiadowcy. Niestety, jak widzę z rozmowy, utrwalonej na taśmie, już nie żyje! Widocznie zamordowali go, spostrzegłszy brak dokumentu i domyśliwszy się, kto go zabrał. A szkoda, Azjata ów bowiem służył nam wiernie. Razem z dokumentem dostarczył mi też jego przekładu. Sprawdzisz go, profesorze, i powiesz mi, czy jest ścisły, bo dokument ten muszę przedstawić komisji parlamentarnej. Przekona on nawet najzaciętszych altruistów.
Profesor wyciągnął chciwie rękę.
— Ach — zawołał. — Więc nareszcie dowiem się, co znaczy owe Czandu!
— Tak — odparł Znicz — oddając mu papiery. — Jest to symbol, hasło i zaklęcie wielkiego, tajnego Związku palaczów opjum, a dokument, któ-
Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/69
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.