Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zadrżał gniewem — jak widzę z tego, co mi czytałeś przed chwilą, potrafią śledzić nas zdaleka.
— Tak sądzisz? — zawołał profesor.
— Wszak to jasne! — rzekł Znicz. — Wystarcza odtworzenie sobie zajść w mojem mieszkaniu.
Orjentalista spojrzał pytająco na posła, a Znicz mówił:
— Było ich trzech: Hsu, widocznie kierownik wyprawy wywiadowczej, Czeng, jego pomocnik a zarazem hipnotyzer, i Ju, medjum. Jakiś Tuan — widocznie elektrotechnik — przypuszczam, że jest to Chińczyk, sprzedający rozmaite drobiazgi, którego zauważyłem kręcącego się od pewnego czasu w domu, w którym mieszkam — zbadał zamki drzwi moich i wkońcu odkrył ich sekret. Z łatwością więc wtargnęli do mieszkania, gdym był z żoną i córką na obchodzie rocznicy „Cudu nad Wisłą“. Na rozkaz Hsu, Czang uśpił Ju. We śnie hipnotycznym medjum dojrzało skrytkę w ścianie i odgadło sposób jej otwierania. Hsu przejrzał wszystkie zawarte w niej dokumenty — na szczęście kopje — a kilka z nich sfotografował na poczekaniu Czang. Lecz nie znaleźli tego, czego szukali. Bo to ja mam przy sobie.
Przy tych słowach Znicz dotknął palcami kieszeni na piersiach.
— Jak widzisz zatem, profesorze, ten Ju posiada wysoko rozwinięty dar jasnowidzenia na odległość. Wyzyskali to wywiadowcy Azjatów, aby śledzić mnie od chwili, gdym wystąpił ze znanym