Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w czas poniechany dzięki ogromnym postępom techniki na wszelkich polach działalności ludzkiej.
Wzdłuż ulic wyrosły przeważnie domy czteropiętrowe, dostosowane do charakteru otoczenia stylem i barwą, o ścianach jakby polerowanych, gładkich, łatwych do czyszczenia, oknach wielkich i o dachach płaskich, stanowiących platformy dla samolotów, używanych powszechnie.
Dzięki specjalnym instalacjom termicznym i przyrządom, ułatwiającym spływanie wody, dachy te, napozór niepraktyczne w kraju zim nieraz bardzo śnieżnych, przyjęły się łatwo ze względu na ogromną wygodę żeglugi powietrznej.
Co jednak w nowem mieście uderzało najbardziej, to przezroczystość atmosfery, brak dymu i sadzy, brak tak charakterystycznych w dawnych budowlach kominów.
Bo też wiek węgla kamiennego i drzewa, jako opału, minął bezpowrotnie. Wszechwładnie zapanowała elektryczność, dostarczająca ciepła, siły poruszającej w zakładach przemysłowych, roznosząc wymianę myśli i obrazy zdarzeń po świecie całym, a źródłem jej stał się nie węgiel czarny, cuchnący, dymiący, ciężką pracą dobywany z głębin ziemi, lecz węgiel biały — woda.
Wyzyskanie nareszcie praktyczne ogromnej siły przypływów i odpływów mórz i oceanów, tudzież wodospadów i potoków górskich, dostarczało aż nadto prądu elektrycznego dla rozgrzania