Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
*

Opanowani po krótkim oporze Ela, Lecrane i Montluc stracili — jak przypominamy sobie — przytomność pod wpływem gazu odurzającego.
Odurzenie musiało być silne, przyszedłszy bowiem do siebie, spostrzegli, że przeniesiono ich do helikoptera azjatyckiego i że leżą rozciągnięci ze skrępowanemi rękami i nogami na wygodnych, miękkich kanapach długiej i wąskiej kajuty, oświetlonej łagodnem światłem, płynącem z półkul matowych, przytwierdzonych do pułapu.
Przy wąskim składanym stole, zajmującym środek kajuty, siedziało dwóch Azjatów, zamieniając od czasu do czasu urywane zdania.
Pierwszy oprzytomniał Lecrane. Otworzywszy oczy, przez czas dłuższy nie mógł sobie zdać sprawy, co się z nim dzieje. Powoli jednak powracała pamięć, w umyśle odtworzył mu się obraz napadu i krótkiej walki i wreszcie, powiódłszy okiem po kajucie i siedzących przy stole Azjatach, tudzież dosłyszawszy lekki odgłos śmig helikoptera w ruchu, domyślił się reszty. Leżał jednak jeszcze nieruchomo, choć czuł, że uwiera go coś mocno w biodro, na którem leży, a skrępowane ztyłu ręce nie pozwalają usunąć przeszkody. Przymknął wreszcie znów oczy, aby zastanowić się nad sposobami wybrnięcia z tej przygody, ale ból w biodrze nie pozwalał zebrać myśli. Nagle przypomniał sobie, że obdarzony jest niezwykłą właści-