Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oczywiście, że taka potęga tajna, obejmująca niemal wszystkich Azjatów, musiała z konieczności, poza handlem opjum i walką z nowatorstwem, niweczącem dawne zwyczaje i obyczaje, zetknąć się także z potrzebami, krzywdami i niedomaganiami członków swoich bądź to w Azji, bądź to rozsypanych po świecie. Nabierała więc stopniowo charakteru politycznego, stawała się rządem nieoficjalnym i orędownikiem Azjatów tam, gdzie rządy azjatyckie działać nie mogły lub nie chciały. Ona też wkońcu stała się środkiem, zapomocą którego potężne zamysły, promieniujące z mózgu Bełtysa, przedostawały się w najodleglejsze zakątki Azji.
I oto w dymach opjum, w rozkosznych marzeniach sennych członków Związku palaczów opjum poczęły zarysowywać się coraz wyraźniej cele wojownicze porachunku z „Białemi djabłami“, żądza już nietylko usunięcia ich z Dalekiego Wschodu, ale także posiadania ich krain, zalewu Europy przez rasę żółtą.
A w miarę wzrostu tych apetytów w masach wzrastała niecierpliwość, która też udzieliła się wkońcu kierownikom Związku. Wyraz „Czandu“, będący z początku tajnem hasłem przemytników opjum, stał się symbolem snów rozkosznych, które miały się urzeczywistnić, i powtarzał się coraz częściej i coraz bardziej nagląco.
Wreszcie, jak to się zdarza często w organizacjach tajnych, dufnych w swą siłę i nie liczących