Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

juty, Lecrane, nachylony nad radjotelefonem, i Montluc, naciskający jeszcze całą siłą lewar śmig poziomych, usłyszeli wydobywający się z rurki syk przeciągły i uczuli gwałtowny zawrót głowy.
Po chwili wszyscy troje leżeli bez przytomności na kanapkach „Cida“, heliktopery zaś azjatyckie, które przez cały czas zajść powyżej opisanych wzbijały się szybko w mało uczęszczaną strefę atmosfery, teraz, ścisnąwszy swą ofiarę jakby kleszczami, runęły na wschód z szybkością bolidu.