przestrzec całe Narodowe Patriotyczne Towarzystwo, jeżeli jeszcze jest na wolności tamten odłam.
— Jutro rano? — pytał Olbromski z twardym posłuszeństwem.
— Sam widzisz. Jeżeli utworzyli nowe związki, niechże je od siebie co tchu odetną, wyznaczywszy zarząd. Niech papiery palą, nici przecinają i czekają na uwięzienie. Sam wszystko, co tylko masz pisanego u siebie, masz zaraz zniszczyć. Ja ci pomogę.
— Nie wiele tu mam. Wszystkie papiery trzymam zakopane w pewnej skrzynce, w ogrodzie.
— A nikt nie widział miejsca?
— Nikt. To jest... Nikt, prócz tego starego sługi.
Machnicki roześmiał się szyderczo.
— Ten człowiek nie powie... — zauważył Olbromski.
— Niema takiego, któryby nie powiedział.
— Ten człowiek...
— Jeżeli wydał tamten, on, — posłuchaj, — brat — ”Likurg”.
— Likurg... — wyszeptał Olbromski, cofając się z przerażeniem.
Machnicki siedział z głową podpartą na ręce. Twarz jego stawała się sztywną, niemiłosierną, wreszcie srogą aż do okrucieństwa. Począł mówić:
— Nie wierz nikomu! Nie wierz nawet sobie, bo możesz popaść w obłęd — i w obłędzie wydać. Ażeby być panem swego umysłu i nawet w obłędzie nie wydać, trzeba w swój umysł za dnia i w nocy wbijać jedno jakoweś hasło, któreby przetrwało wszystko, sam rozum, a nawet śmierć.
Rafał nachylił się i słuchał, gdy tamten mówił.
— Dla mnie takim hasłem było zdanie, które mówiłem i pisałem na wszystkie pytania, dawane mi ustnie i na piśmie przez dwa lata.
Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/24
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.