Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
255

orężem. Nie tylko tedy w przestrzeni powietrznej, ale i na lądzie podejmowałeś pan walkę.
— Zawsze z tymsamym skutkiem...
— Pragnąłbym wiedzieć, jaki naród ma w panu przedstawiciela?
— Należę do narodu, który należy do wszystkich.
— Cóż to za naród?
— Wydobyliście panowie człowieka nagiego z morza. Przedstawiciele mądrego, twórczego i potężnego narodu niemieckiego, udzielając gościny człowiekowi nagiemu, czyż muszą wiedzieć jeszcze coś więcej ponadto?
— Naród niemiecki nie zna sentymentu gościnności. Rządzi on się prawem obowiązku kultury, przepisami kodeksu międzynarodowej wymiany określonych usług.
— W takim razie każ mię, panie komendancie, wyrzucić za burty twojego statku, bo poza mną nie stoi żaden naród, ani państwo, — ani nikt.
— Więc kto pan jesteś?
— Jestem człowiek nagi.
Długo milczał.
Olbrzymi statek przeszywał morską toń. Widać było w pobliżu piasczyste wybrzeże. Pochyłe sosny na niem stały i jasne domki świeciły się wpośród zieleni. Piotr zapytał jeszcze otaczających go oficerów:
— Jak nazywa się ląd, który tam widać?
Odrzekli chórem:
— „Pommern“.