Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
194

medytowałem kult buddyjski, strawiłem szintoizm przebiegłych wyspiarzy, zaborczych zdobywców z Japonii. Długo mnie i kajdany rozumu uczyły, aż się stały obojętne, jak odzież. Kajdany uczą rozumieć ucisk, panowie rodacy, — a nadto uczą tęsknić za radością. Ot, i filozofia... Ci, co nie mają na ziemi głosu, pobici od siły, wdeptani w ziemię i znieważeni, niechaj się splotą ramionami i oczy trzymają utkwione w niebo. Ich nadchodzi chwila, ich się rozlegnie głos! Westchnie ziemia, gdy głos ten usłyszy: Polubi świat prawo, które zostało wymyślone przez człowieka w kajdanach.
— Czy tylko polubi? — spytał Rozłucki.
— Polubi... — szepnął Bezmian, pewny swego. Oczy miał zamglone od ekstazy, gdy mówił jeszcze: — Ani to głos zgryzoty, ani grubego optymizmu. My, kajdaniarze, wiemy... Walka, dla zniszczenia ucisku, to dopiero jedno skrzydło. Bo drugie skrzydło — to praca. Jeżeli się oprzeć na pracy, to siła przechodzi na jej stronę i w nią wsiąka. Wtedy prawdą się staje słowo angielskiego poety:
„...what strength? — Opinion is — more frail than yon dim cloud now fading on the moon...”
Cóż jest siła? Siła jest tylko mniemaniem, bardziej wiotkiem niż chmura, która zasłania blask księżyca. Alboż nie?
— Siła jest wszystkiem. Ażeby walczyć, trzeba mieć w sobie siłę. Bez walki byłby z jednej strony kwietyzm, z drugiej tryumf złego.