Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
144

nad wszelki wyraz schudzonej, zapadłej, obrośniętej długiemi włosami. Oficer przypatrywał się jego robocie ze spokojem i awersyą. Zapytał go po polsku:
— Ty co za jeden jesteś?
Nie przerywając pracy ani na sekundę, tamten przelotnie spojrzał w górę i z uśmiechem przedziwnej męczarni, wśród stękania odpowiedział:
— Żyd.
— Za coś tu był?
— Za bunt.
— Przeciwko komu?
— Przeciwko przemocy.
— Cóżeś to mianowicie wykonał?
— Walczyłem...
— Jak?
— Jakem mógł.
— O co?
— O zniesienie dwudziestowiekowego ucisku plemienia żydów.
— A twoje plemię nikogo nie uciska?
— Uciska.
— Więc chciałeś większej swobody w uciskaniu?
— Nie, ja walczyłem w obronie uciśnionych.
— A twoja walka, to ta ucieczka.
— Moja walka — to ucieczka.
Młody żyd załamał ręce. Zdało się, że te wyrazy odebrały mu ostatek siły. Rzucając ziemię wciąż i coraz szybciej, a coraz śmieszniej, zachwiał się. Rydel wypadł z jego ręki, ciało zwisło na