Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
132

Dawał pieniędzy, ile zażądać. Zażądać pięćdziesiąt rublami, — da pięćdziesiąt. Zażądać setkę, — da setkę. Gdzieś wyjdzie, poszpera, pogada z żydami, nakrzyczy, nahałasuje, — i przyniesie, ile zażądać. Pannom trzeba było płacić sowicie... Strasznie były piękne, nad wyraz, postrojone, w jedwabiach, w cienkiej bieliźnie pod spodem. Już skoro poszedł w grzech, trzeba było dla samego honoru... Murłyk począł w przyjaźń dozgonną wchodzić, całował, braterstwo pił po sto razy na noc, wierność do grobu przysięgał. Potrafił płakać rzewnemi łzami, gdy o tej przyjaźni swojej gadał. Któżby nie wierzył, patrząc wtedy na tego człowieka! Biereżkow uwierzył, bo Murłyk, to człowiek mądry, przebiegły, znający wszystko. Na każdą rzecz ten człowiek ma odpowiedź. Iskaryota, Judasz przeklęty!
Piotr znowu zadał pytanie o pieniądze.
Podoficer westchnął z głębi, wyprostował się i stanął frontem. Twardym głosem oskarżał się sam przed Rozłuckim, że wziął te pieniądze od Murłyka — za zdradę.
— Za jaką zdradę?
— Za zdradę przysięgi.
— Coś miał zdradzić?
— Więźniowie siedzą w drugiej połowie fortu.
— Co za więźniowie?
— Przestępcy przeciwko Bogu i monarsze powstający, żydy różne i kramolniki zawzięte, wszyscy na stryk, czy na katorgę przeznaczeni.
— Skąd to wiesz?
— Od Murłyka. Ten Judasz najstraszniejszy od