Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
123

fortu, szarzejącego we mgle. Spod brustweru, od podnóża jego bankietu spadały w głębokie fosy gołe, a jak śmierć posępne, ceglane ściany frontów. Te ślepe, rude mury, dźwigające na sobie foremną masę ziemi, tworzyły w polach gzygzak gwałtowny.
Wewnątrz ów fort podzielony został ostatniemi już czasy mocnym i wysokim murem na dwie części. Jedna z nich, zwrócona w stronę rzeki i pól, stanowiła kazematy, w których mieściła się kolekcya armat fortecznych, koszary żołnierzy i mieszkania oficerów, — druga, zwrócona w stronę Zasieka, przeznaczona została na więzienia. Artylerya tego fortu była liczna i najnowszego typu, lecz kryła się postaremu w sklepionych niszach, patrząc paszczami w embrazury. Koszary żołnierzy mieściły się w tychże głuchych izbach kazematów. Na mieszkania oficerów wybudowano lekkie domki drewniane, tylnemi ścianami przyparte do muru, dzielącego fort na poły. Były to istne domki z kart, zawierające mieszkanka ciasne, zimne i brzydkie. Okna ich wychodziły na wewnętrzne, brukowane podwórze i patrzyły w półokrągłe, jakby od pokładów ziemi zduszone okienka kazematów.
Mieszkało tam zresztą jedynie paru oficerów nieżonatych i to tylko nominalnie. Byli to wszystko ludzie z adnotacyami, odsiadujący tutaj rodzaj kary po różnorodnych sprawkach. Każdy z nich służbę i pobyt w owym forcie poczytywał za czasowe wygnanie, — z wyjątkiem Piotra Rozłuckiego, który tam mieszkał stale. Do tego zadomowienia