Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108

wzgórze z brzeziną, na której żółkło listowie, — cichy parów — i senna, marzenia budząca odległość! Począł się stryja pytać o gospodarskie rzeczy, o tysiące niepostrzeżonych tajemnic uprawy roli, o sekrety życia wiejskiego. Okazało się z tej rozmowy, że mnóstwa rzeczy nie rozumie, nie wie, nie słyszał, nie przeczuwał, że w wielu sprawach gospodarskich jest poprostu śmieszny ignorant. Częstokroć stryj powstrzymywał wybuch wesołości i przybierał na twarz wyraz uprzejmej powagi, ażeby swemu gościowi nie okazać, jak niewiarogodne niedorzeczności z dobrą wiarą wypowiada. Gdy parobcy poczęli zjeżdżać z pola, — „panowie“ wrócili na obiad do domu. Po południu wyszli z fuzyami, właściwie tylko dla parady, bo nie myśleli polować. Wieczorem wcześnie spać poszli. Nazajutrz było tosamo. Następnego dnia znowu mniej więcej — tosamo. Zdawało się Piotrowi, że jest to jednak wieczno-trwałe próżnowanie, gdyż sam nic w tem wszystkiem nie wykonywał, lecz spostrzegł wkrótce swą pomyłkę. Stryj Michał wciąż był czemś zajęty. W ciągu trwania tych monotonnych dni odbywała się systematyczna praca pod jego kierunkiem. Stryj nie siedział wciąż w stodole, przy młocce i wianiu zboża, ale tam raz wraz zaglądał. Szedł niby to w pole na spacer, lecz zarazem według jego wskazówek składano nawóz, orano i bronowano. Były jednak i dnie istotnie bezczynne, senne. Pewnego razu mżył drobny deszczyk jesienny. Chodzili podczas tego deszczu po ugorach i zaroślach, wreszcie po lesie. Gdy ostrzej-