Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
5

i wprost z okopów fortecznych przyjechałem tutaj. Jakże się miewa stryjaszek Michał?
— A pan Rozłucki starszy — trzyma się. Oczywiście, gospodaruje w swych Cierniach. Długów ma teraz jakby mniej i urodzaje jakoś lepsze. Jeździmy tam na lato.
— Bardzobym i ja pragnął pojechać na dzień, na dwa do stryjaszka.
— Wpadnij na dłużej, a napewno zrobisz starszemu panu dużą przyjemność, bo cię bardzo lubi.
— Jest to w takim razie afekt wzajemny. Stryj Michał jest dla mnie najmilszym towarzyszem. — Zamyślił się i dodał:
— Stryj Michał jest zacnym i dobrym człowiekiem...
Piotr mówił to wszystko w sposób jakby usprawiedliwiający się i nieśmiały. Wiktor wciąż przypatrywał mu się spod oka. Po pewnym czasie rzekł:
— Kuzynie, jadąc tak wprost ze swego „Czarnego Orła“, mówisz doskonale po polsku!...
— Tak, mówię już jako tako, choć trafiają się jeszcze i potężne błędy.
— Nie widzę tych błędów, może dla tego, że wszyscy grzeszymy.
— Och, żartujesz!
— Straciliśmy cię z oczu.
— A co z oczu, to i z myśli... — uśmiechnął się Piotr.
— Dam ci dowody, że tak nie jest. Co do mnie jednak, to jestem tak zapracowany, że rzadko kiedy mogę sobie pozwolić na uczucia familijne.