Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
82

służba z bielizną tak skrycie wdziera się na strych, że kominiarze, czy rzemieślnicy... Gdy jednak te szelesty powtarzały się zbyt systematycznie i zawsze w tensam sposób, postanowił rzecz zbadać.
Zaczaił się pewnego popołudnia w śpiżarni, zbitej z desek i wpuszczonej w obręb strychu. Siadł tam na jakiejś pace, owinął nogi pledem i czekał. Wkrótce posłyszał odgłosy na schodach, znane mu skrzypnięcie drzwi z sieni na strych...
Przez szparę między tarcicami ujrzał swych sąsiadów z dołu. Na przedzie szli trzej kozdrojowcy — brunet z rozczesaną głowiną, dryblas wiecznie śmiejący się, czy był powód czy nie, — wreszcie przysadkowaty, ospą zeszpecony siódmoklasista, którego powszechnie a poufale zwano „Gnypem“. Za tymi, czając się, z nadzwyczajnemi ostrożnaściami wsunęli się jeszcze czterej gimnazyaliści, nieznani Piotrowi. Zaciekawiło go to niepomału, co też oni tam zamierzają robić. Przewidywał, że nastąpi extraordynaryjne karciarstwo, masowe picie gorzałki, czy wogóle fenomenalna jakaś rozpusta. Goście strychu zajęli miejsca w pobliżu komina, szerzącego ciepło, rozsiedli się na pakach, połamanych gratach, oraz na belkach i skarpach, — owinęli od zimna czem i jak kto mógł, więc jedni w stare płaszcze, inni w firanki, przeznaczone na strych, w worki i pokrowce. Wyglądali w tem wszystkiem nader interesująco. Jedni, nie tracąc czasu, kopcili papierosy, inni siedzieli poprostu cierpliwie, wtuleni w swe szynele, z podwiniętemi