Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
63

gdzie było ich ulubione miejsce zebrań, — załatwiali tam w skrytości jakieś czynności papierosiarskie, grali w tajemnicze hazardy, — darli się tam nieludzkiemi głosami, dokuczali wszystkim, kto tylko miał nieszczęście bytować w tej dzielnicy, — niszczyli wszystko, co się tylko nawinęło pod rękę, — wyśmiewali potwornemi swemi drwinami wszystko, co istniało, — znęcali się nad słabszymi pomiędzy sobą, — bili się wciąż, wykonywali bezlitosne samosądy, mafie i akty najdzikszej niesprawiedliwości, — słowem zatruwali, jak żółta febra, życie tego cuchnącego zacisza. Chcąc niechcąc, podporucznik zauważył, że starsi wychowańcy p. Kozdroja mają tajne konszachty z artylerzystami spoza spróchniałego parkanu, że nabywają od sołdatów razowy żołnierski chleb, tytoń — machorkę i wódkę — siwuchę. Pewien szeregowiec dostarczał codziennie pod parkan obstalowane produkty. Kładł w umówionem miejscu paczuszki tytoniu, umieszczał flaszki z wódką, owinięte w stare gazety. Niepostrzeżenie któryś z uczniów ściągał później tę kontrabandę przez proste wsunięcie ręki w szczelinę parkanu z pozostawieniem na miejscu waluty, owiniętej również w strzępek druku. Wracając częstokroć późno w nocy, Piotr spostrzegł, że kiedy na lewej stronie, w mieszkaniu wybitnego pedagoga było już ciemno i przykładnie cicho, to na prawej, w lokalu umoralnianych palił się jeszcze ogarek świecy, wprawiony w szyję butelki, i młodzieńcy zcicha i ostrożnie, lecz w miarę sił i środków jaknajhazardowniej zgrywali się w „stukułkę“. Poza dal-