Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
41

zachwycony, to spaceruj sobie tutaj, pomnażaj swój zachwyt, a my z Wiktorem załatwimy lekcyę.
— Lekcyę? Co za lekcyę?
— Taką sobie lekcyę, o której nie będziesz mówił nikomu, szczególniej w Opłakanem.
— Dla czego? Nie rozumiem.
— Możesz sobie nie rozumieć. To tutaj wolno. Idź do ogrodu, patrz na kwiaty, na modrzew, gawędź z naszym papusiem, a na inne rzeczy zamknij twoje oczy rosyjskie i rosyjskie uszy.
Odeszła. Piotr zapuścił się w ścieżki ogrodowe. Ale ogród był niewielki, mało interesujący, zwykły ogród folwarczny, — więc wypadło powrócić do domu. Tu czekał pan Michał i wprowadził pod dach. Mieszkanie było małe, złożone z paru izb zupełnie prostych, wapnem bielonych. Dziwiły pod tą niską powałą wykwintniejsze meble i sprzęty, które się tam znalazły. Bosa dziewczyna podała posiłek: dzieżę kwaśnego mleka, razowy chleb, żółte, świeże masło. Po tym spartańskim podwieczorku, który Piotr spożył w towarzystwie stryja Michała, obadwaj wyszli na groblę. Miejsce było nad wyraz piękne, — obraz cichości i spokoju. Stryj łamanym rosyjskim językiem rozpytywał o krewnych w Rosyi. Piotr szeroko opowiedział wszelkie szczegóły.
— Jak stryjowi wiadomo, — mówił, — Piotr w randze sztabs-kapitana umarł na Kaukazie. Był bezżenny. Po zmarłym w powstaniu polskiem młodszym jego bracie, Janie, zostałem ja jeden, oraz młodsza od tamtych dwu braci ich siostra, a moja