Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
259

do Taniusi i do tej ciemności, dokąd ona poszła. Przeprosi ją tam, pojedna się z nią i znowu połączy w miłości wiecznej... Tak przeczekał już prawdziwie po drugiej stronie życia tę chwilę. Spotkał przyćmionym, lodowatym wzrokiem oczy generała, oczy Roszowa i kolejno oczy wszystkie. Czekał. Tymczasem na sznurach spuszczono ciężką trumnę w ziemię. Łopatami zepchnięto pierwsze bryły gliny. Zahuczały bryły o wieko metalowe. Poczęli się schylać ludzie i wrzucać po garści ziemi. W boleści schylił się za innymi Piotr, ażeby garść ziemi rzucić na Tanię. Widział, jak to jego pochylenie bezdenną nienawiścią powitał wrogi mu tłum. Straszliwa była siła w bezgłośnem rozjuszeniu ludzkiem, które się jedynie we wzroku objawiało. Lecz oto, gdy rękę, która przed chwilą ściskała narzędzie śmierci, zanurzył w zimną glinę, doznał nadziemskiego uczucia, uczucia głębokiej pociechy i wielkiej łaski. Zdało mu się, że uścisnęła mocno jego dłoń zimna glina. Uczuł nieomylnie, że to ojciec z ziemią złączony, — ziemią doń przyszedł i z ziemi tej oddał mu pomocny uścisk ducha.


KONIEC TOMU PIERWSZEGO.