Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
213

nasze pocałunki, — Piotruś, pamiętasz?... Byłeś mój i ja byłam twoja. Wszystko ci poświęciłam, co tylko powab stanowiło we mnie. A czego jeszcze chcesz? Ja wszystko zrobię, co tylko rozkażesz! Wszystko oddam, czego tylko zażądasz! Gotowa jestem być służącą w twoim domu, niańczyć twoje dziecko... Niech mi tylko wolno będzie być obok ciebie, w drugim pokoju, czy w kuchni... Niech tylko słyszę, że ty tam jesteś, żeś przyszedł, mój kochany pan, mój kochaneczek, moje złote słoneczko... Piotruś, nie mogę zrozumieć...
— Nie zrozumiesz...
— Będę się starała zrozumieć. Dołożę sił! Ja nie jestem zdolna, ale potrafię być uparta. Jestem inna, — to prawda, nie umiem nic a nic, ale się zmuszę. Jeżeli to trzeba uczyć się czego, będę się uczyć. Jeśli trzeba...
Piotr zwiesił głowę i milczał.
— Dla czego milczysz, Piotruś, — dla czego? — wyszeptała zrozpaczona, słaniając się obok niego na kolanach po ziemi.
— Milczę, — bo cóż ci mam powiedzieć? Jestem bezsilny głupiec.
— Nie! Jesteś mądry i wzniosły i szlachetny. Jesteś dostojny rycerz, którego nikt nie rozumie i nikt zrozumieć nie chce. Jesteś mój nauczyciel i ja jedna pragnę cię zrozumieć. Tylko mi powiedz, czego chcesz. Powiedz!
Pochwyciła jego rękę i przycisnęła do ust rozpalonych.
— Kiedy ja nie wiem, co mam powiedzieć... —