Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
192

— Mam cięcie ostrzem szabli od połowy czoła przez brew, kość policzkową, cały policzek aż do dolnej szczęki. Nadrąbane są kości. Czy oko będzie całe, tego nie wiem. W najlepszym razie krzywe. Kiedyż pani powróciła?
— Wczoraj powróciłam... — rzekła, patrząc na niego nieubłaganym wzrokiem. Usiadła na krześle głębiej i poczęła żuć niecierpliwie wargami, co u niej oznaczało, jak o tem doskonale wiedział, wzrastającą pasyę. Do oczu jej nabiegały łzy, ale je przemocą powstrzymywała. Zdjęła rękawiczki i bezwiednie upuściła je na ziemię. Widać było, jak przecudne białe ręce drżą i same lecą, ażeby się na szyję Piotra zarzucić. On poznał, że kolana jej ściskają się z pragnienia, ażeby runąć przy łóżku. Usta kurczył coraz szybciej wewnętrzny, w śmiechu zaciśnięty jęk.
Serce Piotra poczuło obecność serca Tani. O, jakże nieopisana ocknęła się w niem miłość!
Tatjana wybuchnęła:
— A cóż ta „panna“, dla której wdałeś się pan w ten rycerski bój, odwiedzała już pana?
— Nie, — odrzekł Piotr.
— Niewdzięczna!
— Nie znam jej wcale.
— Och, mnie to nie interesuje, czy się państwo znacie, czy nie.
— Nie znam jej. Powiedziałem prawdę.
— Za to ja ją znam. Monsieur Roszow opowiedział mi, która to jest. Widziałam ją tutaj kiedyś na balu w resursie, gdzie było towarzystwo