Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

SUŁKOWSKI
— Zatrzymaj się waszmość na miejscu! Za tydzień, za dwa nie będzie was. Spłaszczycie się, jak cienie, gdy słońce południowe stanie nad wami. Wraz z wami przepadną w niepamięci wasi zdrajcy, których wśród siebie dobrze oczyma szukajcie. Pospołu z waszą władzą znikną denuncyanci, którzy zdradzali waszych nieprzyjaciół przed wami, a dziś was sprzedają nieprzyjaciołom. Znikną wasi dworacy, zuchwali wobec nędzy, nikczemni wobec potęgi. Przepadną nienasycone pasorzyty, wiekuiści pochlebcy siły, ogładzeni bandyci, myśliwcy na dziedzictwa po wybrzeżach i wyspach słowiańskich. Przyjdą z towarem swym do naszego obozu na sprzedaż. Musi ustać wasza bezsilność, wasza rozpusta, wasza wiekuista zabawa, wasze tchórzliwe łakomstwo, wasza wiarołomność, wasz cynizm i podstępna zemsta!

PIOTR SPADA
— Nie znikły jeszcze nasze stare sztylety! Z pochew je naszych wyrywasz!

SUŁKOWSKI
— Nie dokończyłem zdania. To dokończenie zdania wepcha nazad w pochwy wasze sztylety.
(Wyjmuje z zanadrza papier).
— Oto jest deklaracya wojny, którą wkrótce odczytacie sobie w skupieniu, wraz z długą listą jej przyczyn. Namyślicie się, czy były słuszne. Ja was dobrze znam. Poznałem was, jako gatunek, — i to nie tutaj, lecz da-