Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

SUŁKOWSKI
— Tasama.

ZAWILEC
(do kamratów szeptem)
— No, skoro to tasama, to można wierzyć.
(Skupiają się, szepcą pomiędzy sobą).

KOŁOMAŃSKI
— Można wierzyć.

OGNIEWSKI
— No juści, skoro na tę spod Zelwy...

SUŁKOWSKI
— Żołnierze!
Leży w łykach naród nasz powalony. Nie podnosił u nas brat na brata ręki. Umieliśmy jednym głosem stanowić prawo. Może, skoro przyjdziemy z orężem w dłoni na naszą ziemię, nie będzie potrzeba, żeby brat ucinał bratu głowę i nurzał ręce we krwi, jak to uczynił francuski lud, żeby wyrwać ze siebie wielką moc. Może na wasz radosny głos, od połysku waszych bagnetów — roztworzy się radosne serce braterskie. Może Polska stanie się jedynem Jeruzalem świata, gdzie nie przez gwałt, lecz przez miłość spełni się sprawiedliwość.

OGNIEWSKI
— Wasza miłość — mnie się widzi, że nie.