Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ŻMUDA
— My z breściańskiego, z za tej okrutnej Peschiery idziemy. O niczem my nie słyszeli.

OGNlEWSKI
— Powiadali nama. Jest pod Mantuą miastem wielki fort, tak nazwany San-Giorgio. Most go łączy kamienny z onem miastem, przez bagniste jezioro rzucony. Zamknął się w tej Mantui generał niemiecki po bitwie pod Bassano. Obległ forty Mantui mały kapral, ze wszech stron je otoczył. Przez ten fort San-Giorgio i przez most mantuański miał ci Niemiec połączenie ze światem. No, zaczął Bonaparte oficerów wyzywać na śmiałka, który się poważy baterye San-Giorgio odebrać bagnetem. Wystąpił Sułkowski. Dali dwieście sześćdziesiąt żołnierza, grenadyerów nietrwożnych. Z nimi poszedł na ów fort San-Giorgio. Poczną Niemcy grzać z fortu wszystkiemi siłami. Kartaczem. Sułkowski rozdzielił na dwie części swój oddział. Jedną część wysłał wprost do ataku, a drugą poprowadził tyłami. Na tyłach fortalicyi jest tam cmentarz na górze. Aleja cyprysowa wiedzie w mury cmentarza. Cieniem onej alei się wśliznął w głuchą bramę cmentarną — i zza murów potężnych począł bić w kanonierów. Kiedy z frontu tamten oddział uderzył, wzięli fort we dwa ognie. Uciekły kanoniery w nieładzie. Nie zdążyły zagwoździć ani jednej armaty. Sułkowski dopadł armat niemieckich. Skierował je w ciągnące od pola posiłki Wurmsera. W popłochu cofnęły się wojska. Myślały, że to armia francuska całą swoją artyleryą w nich bije...