Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gach słychać było jęk i przekleństwo na nas, którzy byliśmy zimnymi strategami. Sześciuset żołnierzy skonało z pragnienia. Ci, co nie chcieli upaść pod szablami beduinów, a nie mogli iść ani kroku dalej, rzucali się w wody Nilu i tonęli. Podchodzili po kilku naraz do Napoleona Bonapartego i, dobywszy pistoletu, odbierali sobie u jego nóg życie. On spokojnie patrzał na wszystko, taksamo spokojnie jak na entuzyazm piechurów pod Arcole. I ja również, jego adiutant. Nauczyłem się być zimnym i do gruntu zatwardziałym. Częstośmy się wtedy mierzyli oczami z nienawiścią i uwielbieniem. I miałem boskie chwile, kiedy w jego oczach czytałem lęk i zazdrość, niepokój i tajny gniew. Nie żałuję, żem tu przyszedł. Widziałem najtrudniejsze przedsięwzięcie wojenne i poczułem się w sobie. Męczarnie nasze były tego rodzaju, ie rozkoszą było wychodzić wówczas na spotkanie nieprzyjaciół, rąbać się w pałasze w oczach naczelnego wodza i w oczach wojska. Byliśmy bowiem wszyscy, jak jeden jedyny człowiek. Głęboko dobrze było wówczas marzyć, ie się teraz dopiero sumiennie ostrzy szabla na twardym brusie duszy do walki o Polskę. Pomnę, jak leżąc na piasku pod piramidami, zrąbany w zacieklej bitwie, wracałem z ciemności państwa Amentes, śmiałem się do piramid i pytałem ich oczami o sąd... Mieliśmy prawo zawładnąć legendami Egiptu!

VENTURE
— Gdybyście to mogli wskrzesić całość legendy! Gdybyż to dzięki wam mógł człowiek wejrzeć znowu w tajemnicę uczuwania, w głębinę myśli zwierząt, wmyśleć się i zasłu-