Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak mówią, są tam podobno tłumy muezzinów, imamów, wysłańców arabskich Murada-Beya i Ibrahima.

VENTURE
— Więc na cóż czekacie?

SUŁKOWSKI
— Bonaparte nie chce jeszcze rzucać ognia na miasto. Dommartin grozi armatami. Patrole komendanta placu Bon przebiegają, jak sam widziałeś, miasto. Może wszystko ucichnie.

VENTURE
— Nie sądzę. W mieście czuć wybuch zamierzony. To chwila przed burzą.

SUŁKOWSKI
— Zobaczymy.

VENTURE
— Czy Bonaparte jest tutaj?

SUŁKOWSKI
— Przed półgodzin, wrócił z wyspy Raudah, gdzie ma posterunek generał Lannes. Gdy przejeżdżał przez dzielnicę Babeluk pod osłoną guidów, jego samego, podobnie jak ciebie, obrzucono kamieniami. Teraz spożywa śniadanie w towarzystwie generałów wezwanych na radę.