Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

TRZMIEL
— Kto się na chłopa urodził, chłopem musi ostać, choćby ta ziemie obszedł, gdzie ino jest jaka ziemia!

BOŚ
— Od pańszczyzny nie odejdziesz żadną, bracie, drogą. Każda droga prowadzi do tejsamej roboty na pańskiem.

KOŁOMAŃSKI
— Ale ci, bracie, krew z przebitego boku ślacheckim obyczajem pociecze na wojence dalekiej. Tamtemu, co w domach siedzi, nie pociecze naszym obyczajem.

TRZMIEL
— Ino zza pazurów, abo spod rzemienia...

OGNIEWSKI
— He, panowie kamraty! — co ta wywspominasz... Widziało się nie jedno... Jeszcze po tamtej, cesarskiej stronie nad jeziorem my stali... Dragony szóstego pułku, te w białych płaszczach z czarnemi piórami, na nas napadły. Zawrzała bitwa niezła. Zleciało ich tam ze sześciu z kulbaki... Poszli za jezioro!... Zapadła noc. Rozbili obozy, wojska posnęły wnet. Postawili byli kamrata z naszych stron, z lubelszczyzny, daleko na pikiecie, samego w polu. Zima, ciemna noc, wiater gwiżdże, a deszcz siecze, jak rózgą. Stoi mój kamrat, — a Pakuła się zwał — w szczerem polu. Zeziąbł, skostniał. Cni mu się, sen go morzy. Co się w płaszcz otuli, na karabinie wesprze, — jużci,