Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mywać, pani, że książę Herkules nie posiada tych olbrzymich sum państwowych Modeny, które stamtąd wywiózł, — że ja nie mam prawa żądać wydania ich części dla wojsk republikańskich, — że uchodząc przed nami, ty i on jesteście sobą, rodem d’Este i Gonzaga... Zechcesz, pani, okazywać względem mnie wyniosłość i dumę minionych pokoleń i zasłaniać nią sprawy dzisiejsze. O czynach Rzymian, o snach nieśmiertelnych marzycieli mówisz, Że oni i ich dzieło — to przeszłość, sławny wasz popiół, legenda...

KSIĘŻNICZKA
— Nie to mówiłam, co przytaczasz! Zniewagą jest to, co mi zarzucasz.

SUŁKOWSKI
— Kiedy poniżasz wielkość, wybierając małość, to dla ciebie, pani, zniewagą nie jest.

KSIĘŻNICZKA
— Kto waszmość jesteś, ażebyś śmiał zarzucać mi małość duszy?

SUŁKOWSKI
— Jestem, niestety! — jakobin, który nie szanuje tytułów do sławy, lecz sam sięga po sławę. Racz, dostojna pani, wybaczyć prostakowi, który się w cieniu gilotyny chował...

KSIĘŻNICZKA
— W istocie — szczęk noża gilotyny słychać w waszmość pana wywodach...