Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Waszego widzę wszędzie: Księdza! Jegomości!
Lecz rozpatrzcie się w świecie, skosztujcie wolności,
Czytajcie w mądrych księgach: a z nich się dowiecie,
Że właśnie tam jest nędzy najwięcej na świecie,

85 
Gdzie lud wierzy w pacierze! Wam rozumu trzeba;

Pocóż ludzkie odsyłać życzenia do nieba?
Gdzież to niebo? dla kogoż? a kiedyż nastanie?
Ja chcę tu być szczęśliwym, tu, Księże Mospanie!
Bracia! dokąd W as pop ma uwodzić bajkami?

90 
O! proszę, wasze niebo zróbcie sobie sami!«

Takie”, ciągnie Ksiądz dalej — „takie grzeszne mowy
Zawracają niektórym chłopom płytkie głowy:
Rozmyślają, badają, nareszcie pojmują,
Że prostaczy lud wiejski tylko księża trują!

95 
Więc księży nienawidzą i gardzą kościołem,

A oświaty szukają za żydowskim stołem —
A że zginą!”Tu ciężko westchnął Ksiądz! A zatem
Boncyk, co już też niecoś rozpoznał się z światem,
Rzekł: „Ja już takich mędrców poznałem w Berlinie,

100 
Gdzie przy wojsku służyłem. — I to nie wyginie

Z mej pamięci, co w moim domie się przydało.
W mojej chacie wygody zawsze było mało;
A jednak raz przychodzi jakiś pan z Wrocławia,
I mnie i mej nieboszczce uprzejmie przymawia,

105 
Byśmy w kwater przyjęli jego pana syna,

Co na Maryi-grubie swe kursa poczyna.
A to syn całą gębą! Brodaty, otyły,
Jemu szkoły wrocławskie już za niskie były!
Więc przyszedł do Miechowie, bez Boga, bez wiary!

110 
Jeszcze wtedy żył Rzychoń, nasz szychtmajster stary,

Dusza święta, poczciwiec; z nim więc swe dysputy
Rozpoczyna mój Wuli, filozof tak kuty,
Że nikt nie był nad niego. Jak zaczął na Boga,
Na wiarę, na świętości gadać, to aż trwoga