Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Wszak to śmierć uczy ludzi, że tu wszystko marne,
Krótkotrwałe”, — mówi Ksiądz — „a tak też Msze czarne.“

535 
Już ofertor, elewac, Agnus Dei, in pace!

To słyszawszy, kościelni, zwinni uprzątace,
Niosą czarny pluwijał ku ołtarzu, boby
Nie można dalszej czynić w ornacie żałoby. —
Już Ksiądz idzie ku marom, kondukt intonować;

540 
Z ogniem, z wodą kościelni śpieszą asystować.

Już śpiewa Ksiądz: „non intres,” „libera me” Bienek;
Modlą się, kropią, kadzą, a w końcu godzinek
Nucą: „Salve Regina.” Zaś po oracyi,
Nim kościelni kadzidło gaszą w zakrystyi,

545 
Stanął Ksiądz przed ołtarzem, a twarzą zwrócony

Na kościół, tak nauczał lud swój zgromadzony:

„Pojmuję ja łzy wasze, trzodo moja droga,
I westchnienia, co dzisiaj zsyłacie d o Boga,
Boć nam ważny dzień nastał! Jeszczeć w tej świątyni

550 
Nie ostatnia ofiara Mszy świętej się czyni,

Gdyż tu jutro odbędą się małżeńskie gody
Madejskich z Kornowicem. Nawet jeszcze wprzódy,
Niż przeniesiem Najświętsze do mieszkania mego,
Gdzie nabożeństwa z łaski Rządu Biskupiego

555 
Mieć będziemy, aż kościół tymczasowy stanie:

Będzie na przyszły piątek ostatnie kazanie
I Msza dziękczynna, bośmy boskiej Opatrzności
Winni dzięki za wszystko, co w długiej przeszłości
Dobrego doznawali tu nasi przodkowie:

560 
Praojce, Ojce i my. Któż wszystko opowie,

Co nam tu Bóg dać raczył? Ale co nas rani,
Co nam serce zakrwawia, jest, moi kochani,
Że po tej to Mszy kościół, matka nasza droga,
Rozstawa się z swą dziatwą! Będąc domem Boga,