Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
115 
Tylko wiecheć, już ja tu wycierpiałam dości,

Pies-by mnie politował! Ja, siedząc skurczona,
Ledwo dycham, dopieroż w dół jaki wrzucona
Jakoż tam potem dychać; o Helinko miła,
Wierzcie, jabym na nigdy tego nie przeżyła!”
 

120 
Takie ciągnąc rozmowy, miła para starek

Zaniosła się na cmentarz. Tu stoi Wikarek
I Kurc Tomek. Pod murem jak oczarowany
Siedzi Ciura i charczy. (Snać snem zmordowany,
Bo szyję z głową zwiesił aż między kolana,

125 
Obojętny na wdzięki miechowskiego rana,

Lub możno o swej żonie marzył i o żurze.)
Cichuteńko położył Kurc rękę na Ciurze,
A usta przylepiwszy aż do ucha, woła:
„Wstawaj, Ciura!” — Jak górnik, gdy w podziemnej skale

130 
Natrafił gniazdo kruszca, widzi skarby, ale

Zazdrosnym otoczone kamieniem: obmaca,
Z której strony skuteczną będzie świdra praca;
Już zawiertał proch w same wnętrzności opoki,
Już wsunął źdźbło zdradzieckie w skał otwór głęboki,

135 
Już zatlił źdźbło, już słucha: tu gruch, grzmot, błyskanie,

Dym, kamieni grad, stępli i okap łamanie,
Potem cisza, — a kamień, dotąd niezachwiany,
Leży u stóp górnika już poćwiartowany:
Tak Ciura, gdy mu w ucho Kortykowe płuca

140 
Wystrzeliły; podskoczył, padł i w skoku rzuca

Ręce, nogi od siebie; bełkoce, wywija
Rękami jako wiatrak, znów skoczył, a kija
Szukając do obrony, jak dziki poziera
Na Wikarka i Tomka i usta otwiera.

145 
„Pamiętajże się, Ciuro!” — rzekł Kurc — „z kijem stoisz