Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
150 
Gdyż na jego nauki w lecie nikt nie chodził

Prócz mnie i Karczmarczyka Sobka; nieład taki
Zmusił go do prac innych, chodził łowić raki
Do tych stawów i bagnisk, które od starego
Karczmiska, gdzie Karf teraz, aż do Radzińskiego

155 
Lasu, aż ku Buchaczu równię zatapiały.

Tam stada dzikich kaczek swe mieszkania miały,
Tam młyn sławny, klekocząc, trzema mleł żarnami:
Mąkę, krupy, otręby sypywał pytlami.”

Zanim tak stary Boncyk swej młodości szkoły

160 
Opisywał, słuchał syn, ale niewesoły;

Znał on dawno na pamięć ten rejestr ojcowskich
Przykładów, nauk, wzorów, jak przykazań boskich,
A gdzie tam jeszcze koniec! Bo ojciec w kolei
Nadmieniwszy Godulów, Klauzów, dobrodziei

165 
Grundmana i Winklera nie byłby ominął.

Potem, marząc o szkołach, aż podobno ginął
W tej bez granic przestrzeni, jak w swej Ukrainie
Koń i jeździec! Gdy wreszcie ta płaszczyzna minie,
Chwyta się Karczmarczyków, Majów, Bóg wie kogo,

170 
Synek zna to na pamięć, ale ojcu błogo

Wspominać stare rzeczy. Kończył je nareszcie
Historyją o Dziadku i Wrocławiu mieście.
„Dziadek, Bieńków pokrewny, w uniwersytecie
Wrocławskim kursa kończył; myślano w powiecie,

175 
Że on będzie kapłanem. Uczył się lat wiele,

Nuże pisze rodzicom: »W tę a tę niedzielę
Otrzymam wyświęcenie!« Ojciec w swej radości
Natychmiast rusza w drógę, aby Jegomości
Syna widzieć kapłanem. O smutny przypadek!

180 
Zamiast święceń kapłańskich bierze mój tu Dziadek

Ślub małżeński! Żeni się! Nie widział, nie słyszał
Ojciec, co było dalej. Ten widok tak zmieszał