Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
IV.
Starego Boncyka opowiadanie o Grundmanie, Goduli i Winklerze; o dawnych nauczycielach miechowskich; ślaczek we zrębie; odwiedziny u Wyplerów; opowiadanie o Iesie; o Mleczkach, dawnych właścicielach Miechowic; groźne sceny na cmentarzu; ks. Proboszcz i p. Rektór.


„Synu”, rzekł stary Boncyk, „już chłodniej na dworze,
Muszę iść w pole wejrzeć, jak mi stoi zboże;
Jeśliś już jest gotowy z twem zadaniem szkólnem,
Pójdź ze mną, a oddychaj znów powietrzem polnem!”

Syn pod stół rzuca wózek, który właśnie strugał,

Powstał, patrzał na ojca i niewinnie mrugał.
Idą. Tu ku zapłociu po lewej mijają
Adamca, Lipę, Slęczka; po prawej mieszkają
Leszowice Błażeje. (On ma żonę Kasię

10 
Jedynaczkę po wdowie Dorce.) Stąd mija się

Wąwóz Wojciecha Kóny; potem w małem kole,
Idąc chodnikiem pańskim, wychodzi się w pole.
Tam stoi śród gęstwiny stara pańska gruszka
Jak śród czerstwych prawnuków zgrzybiała staruszka.

15 
„Widzisz tam krzaczek w miedzy?” — rzekł Boncyk do syna, —

„W lewą sieje Kornowicz, w prawą się zaczyna
Nasze pole, com najął od Państwa. Tam lasy,
Którem ja w pień wyrąbał, szumiały przed czasy.
Krzaczek ów — to ostatnie tych borów pamiątki.