W twoim łbie, mój Nolbusiu! Lat dwadzieścia pono
Po szkołach miast rozlicznych proboszcza męczono,
Lat dwadzieścia! Pomyśl-no! Każdy rok kosztował
Sto talarów, prócz chleba z masłem! Czyś zmądrował,
Talary nie piętaki! Pewnie się nie mylę,
Że nie znasz ani miejsca, gdzie ich sto liczono.”
Chłopiec chwiał głową, że nie. „Chodziłeś z szkarboną,” —
Ciągnie kopidół dalej, — „kiedy w niej ofiara
Ledwoś smyczył na farę, a ileż w niej było?
Kto wie, czyli pięć twardych; gdyby się więc wzięło
Dwadzieścia razy tyle, byłoby sto, ale
Jak wielki to jest pieniądz, ty nie pojmiesz wcale.
Niemczyka z Karwu. Ten człek nie wie, co rozterka.
Szczędził, szczędził, uciułał grosza gotowego
Siedemnaście talarów; prosił Orłowskiego,
By mu domek wystawił! Zaczęli fundować
Najprzód doły na wapno i szopę na cegły
I coś jeszcze, i już się pieniądze rozbiegły!
Ona sprzedała kiecki, nawet zamotówki,
Ale wszystko daremno, nie stało gotówki.
Ty masz płótno w kieszeni, a chcesz iść na księdza?”
„Tak więc będę kowalem! Ślęczkowa Marynka
Szeptała mi we szkole, iżby wzięli synka.”
Rozdrażniony rzekł Draszczyk: „Już mi zstąp z tej ławy,