Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
570 
„A więc kończę obradę. Zostańcież mi z Bogiem!”

Wola pan Rektór; wszystcy mówią: „Z Panem Bogiem!”
Pan Rektór wziął pod pachę akta, nakrył głowę
Aksamitką, którą miał już życia połowę,
Brząknął dwiema palcami w tabakierkę, hojnie

575 
Nabrał, zażył i kichnął głośno, lecz przystojnie;

Pozdrawiano: „Na zdrowie!” — on grzecznie dziękuje
I z uśmiechem na twarzy z szkoły występuje.
Za nim cała gromada; każdy, jakby ożył,
Skoro drzwi prowadzące ku drodze otworzył!

580 
Wszystkie wargi w czynności, każdy głośno gada,

Robi gesty rękami: „I na cóż gromada?” —
Burzy ¡jeden drugiego. „Wszak nas tu zwołali
Nie dla obrad, lecz byśmy wszystko podpisali!”
„Nie podpiszmy! tak lepiej!” — rzekł Mitula mały —

585 
„Bo tu jakieś chytrości! Jeszcze nie słyszały

Uszy moje, by Pan gdzieś chłopom chciał wygodzie!
Właśnie, kiedym chciał mówić, kazano wychodzić;
Ale Lazarek siedział, jak głuchy i niemy,
Tak samo i Latocha! Dobrzeć, teraz wiemy,

590 
Kto strzyże za Panami!” „Aleć, mój sąsiedzie,

Jam zły sąsiad takimu, co z Panami jedzie!”
Tak wciąż głośno gadano. Szkoda, że Stawisko
Zakończyło tak mądrych gadaczów zjawisko,
Bo tam dróga od szkoły w trzy strony się dzieli;

595 
Tam się głośni gadacze nagle gdzieś podzieli.

Rozsuła się gromada w kupy, w kupki, wreszcie
Gdzieniegdzie tylko kogoś spostrzeżono jeszcze.
Lecz i ten już wnet zginął w wieczorowym cieniu.

Od Stawiska w bok lewy przez cmentarz w milczeniu

600 
Dwaj starzy postępują ociężałym krokiem.

Pierwszy z nich się zatrzymał, rozrzewnionem okiem