bez daszku dwoma półelipsowymi szeregami kolumienek, po cztery z każdej strony, oddalał rzeźbę do głębi, ze czcią torując do niej drogę. Mocno osadzone kolumienki, strażniczki nieugięte, przewodnice dobroczynne karbowane wirowo, każda z osobna spełniały cichy taniec przed sceną Objawienia. Pozbawione daszka, który widocznie przepadł gdzieś w Skicie, kędzierzawe czoła kolumien, zewsząd otwarte dla światła, kiściami linij rozplatały się ku górze pytająco, jakby objawienie nie było zakończone.
Gdy słońce zalewało światłem werandę, gdy rozszczepiało przez dach wszystkie barwy widma tęczowego, okazywało się, że wielopłaszczyznowy ołtarz i wirowe kolumny, przeznaczone dla tańców ze światłem, od razu były właściwie stworzone dla durijki górskiej, a nie dla mrocznego Skitu. Kamień dyszał, karby i fałdy drgały. Sfalowany światłem, wyrwany z martwych brył ołtarz, wyzwolony z cielesności zrywał się — tancerz, czekający na tancerza. Był raczej chwilowo zastygłym wytryskiem światła niż rzeźbą i portykiem.
Drugim dziełem, które Foka wstawił do durijki, a raczej zawiesił w niej, był drewniany świecznik roboty rodzimego stocznyka czyli snycerza rodem z Bereżnicy. Mistrz ten bardziej znany u nas pod nazwiskiem Derewiuka czyli syna Dereweja. Ojciec Derewej, także mistrz-stocznik, a nade wszystko czarownik spłodził syna rzekomo w związku z własną córką, w nieświadomości czynu i winy. Wszelako więcej niż ze wszystkich czynów i dzieł zasłynął Derewej z umyślnego zabiegu, jakim zakończył swój skołatany żywot ziemski. Oto w obecności umyślnie zwołanych ludzi zamknął się w zbudowanej przez siebie pod skałą Hromową kapliczce, podpalił ją i spłonął wraz z kapliczką. Wieści zdają z tego sprawę rzeczowo, dość obojętnie, bo dla sławy Dereweja najbardziej ważkie to, że przed samospaleniem obiecał, a raczej założył się, że wskrześnie z ognia razem z kapliczką.
Syn Dereweja próbował czarów i cudów jedynie w snycerstwie drzewnym i jego to pracą był, zapewne najpiękniejszy ze wszystkich świeczników na Wierchowinie, zafundowany przez starego dziedzica dla cerkwi w Krzyworówni, huculski świecznik a raczej pająk. W połowie lat trzydziestych naszego stulecia można go jeszcze było oglądać, wciąż na tym samym miejscu, aż dzięki nieoczekiwanemu nadużyciu został przehandlowany i wywieziony nie wiadomo dokąd.
Prace Derewiuka, a może wykradziony z Krzyworówni
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/104
Wygląd
Ta strona została skorygowana.