Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pechkało wydął wargi ważnie, dał czekać na odpowiedź:
— Pech! mówią czy nie mówią, nie to ważne, ale co robią?
Gucyniuk przypomniał sobie:
— Co on ma z tymi wilkami?
— Może sam — wyrwał się Pechkało i zamilkł.
— Co takiego, sam? — podchwycił Gucyniuk.
Hordejczuk pospieszył się, politycznie zakręcał na swoją koleinę:
— Co mamy mówić o tym czego nie widać, patrzmy na to co widać, że od tej wiedźmy cacanej Kuźma jeszcze więcej się rozkudłał, a temu połatajce staremu rozpaliło się w głowie, spaskudził chram gorzej, niżby na stół narzygał. — Hordejczuk przytłumił głos: — No i nasz gazda od kiedy przy niej usiadł koło watry, ha — przypatrzcie mu się dobrze.
— Dawniej tego nie było, z wiedźmami robili porządek, stara czy młoda — dodał Sołomijczuk.
Hordejczuk skrzywił się, odpowiadał roztropnie:
— Porządek? U nas niewielki. Stareńki Herdega, jakimś stryjem mi się liczy, nie to co ja, bogacz i bywalec wielki, macnął kiedyś jakiegoś haukacza bardką po głowie. Za to zajechał aż do Stanisławowa, do głównego kryminału. Mówią po cichu, że był jeszcze dalej na samym czubku, w najgłówniejszym kryminale, ale nie przyznaje się. To pewne, że latami nie było go w chacie, nasłuchał się w świecie niejednej nowiny i mądrości. Powiada sam Herdega, że tam w mądrym świecie z pierwowieku piekli wiedźmy żelazem raz koło razu tak dokładnie, że przyznawały się i pokazywały dokładnie, gdzie spały z czortem i jak się z nim gziły. Ale potem bezbożność powiała i zaprzestali tego. Trudno. A u nas co? Chyba tylko na wodzie gdzieś czasem którąś troszkę pławili, a kiedy zaczęła tonąć, zaraz wyłowili i przepraszali. Naszym czort nic nie szkodzi, z wiedźmy podśmiewają się zamiast przypiekać. Nasz naród z pierwowieku bezbożny.
Gucyniuk wzdychał z troską:
— Oj tak, i kto wie co z tego teraz będzie; słusznie mówicie, gazda poczerniał, po prostu zgasł, a bez niego butyn zgaśnie i my przepadliśmy.
— Jest rewasz przecie — mruknął Sołomijczuk.
— Rewasz bez człowieka? Sami wiecie co warty — martwił się Gucyniuk.
Hordejczuk oburzał się dalej: