Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wyspowiadam. I za to przynajmniej teraz — — czy miarkujecie już?
Ostatni dumał długo:
— Rabbi, Czerwona Gwiazdo, miarkuję, wy jesteście ponad miejsce.
— Widzę, że trzeba zwrócić się do Sądu. Narobiliście kłopotu, wyciągając spod czarności odnawiający się blask, a teraz trwacie w bezlitosnej pokorze i wszystkiego wam za mało. A raczej wszystkiego za wiele, więc nawet przedostatnie miejsce to byłoby dla was za mało honoru. Co tu mówić, burzycie porządek honoru.
— Nauczycielu — wołał Ostatni — zrozumcie mnie, proszę! Apeluję do waszego nauczycielstwa, przyznajcie, że honorem moim sam dysponowałem dość rezolutnie aż do bram nieba, a teraz —
— Rezolutnie? Czy może także w snach? Chodźmy przed Sąd.
— Wasza wola, Rabbi — zgodził się Ostatni.
I szukał Sámael oblicza Sądu.
— Świetny Sądzie! — wołał od bramy — proszę o poprawkę wynikłą z zaślepienia światłem, któremu uległ reb Ostatni, a które, jako że dobrze pomyślane, urasta do błędu. Od snów uciekł, sam nie przeczy, zawzięcie uroił sobie, że ucieknie od samotności, nienawiści i rozpaczy. A teraz uczepił się miejsca, jak przerażony przez jastrzębia gołąb, co schronił się do klatki. A wy, reb Ostatni, przestańcie zaglądać na dół do dziury, w górę oczy!
Spoglądał w górę, Ostatni za nim.
Ponad Wyspy świetlne, ponad Sfery, ponad Trony, przestworza, tam wszystkie westchnienia, jęki, łamania rąk, wszystkie modlitwy nawet najnędzniejsze, wszystkie drzazgi światła, które kiedykolwiek szukały Pana w ciemnościach wzbiły się w płaszcz chmurowy, sięgający połami i rękawami poza horyzont nieba. Płaszcz ładował się piorunami i nagle trysnął deszczem świecących łez.
Czerwona Gwiazda przygasła w zdławionym syku:
— Któż płacze? Sam Pan? Czy też wieczność za Panem? Czyżby Pan skończył się wraz ze światem?
Potem Sámael znów wzdychając mroźnie, rozpłomienił się z trudem i wołał donośnie od bramy:
— Gdzież jesteś Oblicze Sądu? Ha-ha! Zmierzyć się ze Światłami — to inna miara niż pełzać na brzuchu pokory. Po cie-