śmiała się przez ściągniętą na obliczu skórę. Chlustał, wypluwał słowa:
— O słobodzie zaczynasz czortowskiej? Chcesz nią wszystkich ich tu zamorzyć, tak jak ona mnie zamorzyła. Ani mnie tu zeżreć nie chcą potwory, kościeja takiego, ani ja żreć nie mogę ich gnoju piekielnego. Wszystko od tych dum czarnych! Słoboda — to tutaj czarna śmierć głodowa.
Położył się, wyszczerzył zęby, próbował gryźć trawę. Znów chlustał, pluł jakieś klątwy.
W końcu jeszcze jakiś pokręcony, znijaczony ludzki szaraczek przybiegł, jakby coś sobie przypomniał. Ręce wyciągnął jak łopaty. Machał nimi rozpaczliwie, jakby do głowy komu trudną mądrość chciał wsadzić.
— Człowiecze śmieszny a grzeszny — wołał — boś człowiek jeszcze. Czyż nie widzisz, że to Boża kara. A ty chcesz nas słobodą dręczyć. Od razu daj się rozszarpać, a nie męcz ludzi umęczonych.
Znów uciekł z powrotem do trzody.
To jeszcze jeden służka niewoli: na Boży rachunek. Inni już daleko odeszli, oglądając się czasem nieznacznie, trwożliwie węsząc lub chrukając.
Taki był pierwszy odzew na głos ludzki, na hasło słobody.
Opowiadał Kudil:
— Bez przerwy i bez pamięci spałem wiele dni. Potem już wciąż leżałem, chodziłem nawet z zamkniętymi oczyma. Tam i tak każdy człowiek rad oślepnąć, z tego tylko, że nie chce patrzeć, bo gorszy go oko. A ja i własne członki z ochotą bym poodrębywał, wrzuciłbym do którejś z jam ognistych. Bo brzyd mną trząsł, że to taka sama świnoludzka skóra jak u tamtych. Boże — Słoneczko święte! Wypluć, wycharkać człowieczeństwo! A jeśli żyć, to przynajmniej wołem być, bo przed kijem ustępuje, ale nie znijaczy swej duszy wołowej!
Tymczasem i Syrojidy poznali powoli, że Kudil to człek niezwyczajny, bywały a bez lęku. Może spostrzegli, że stroni od ludzi, ale przez fłojerę włada nimi, że jakieś czary ma czy moce. I o tym wszystkim poszła wieść do Syrogrodu, do Peredowoży. Odtąd karmili go mlekiem oślic. Wreszcie czy to chcieli i Kudilowi trochę strachu nasypać i spróbować go, czy naprzód pokazać mu swoją wielkość, a potem korzyść z niego mieć na swój sposób — zawlekli go do samego Syrogrodu.
Kudil myślał, że już go wiodą na rzeź. Postanowił — gdy już nic innego mu nie pozostanie — przed śmiercią walnie roz-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/398
Wygląd
Ta strona została skorygowana.