Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Najdalej, na horyzoncie łańcuchy do złotości prześwietlonych trawiastych wierchów opasane szmaragdowymi wstęgami, dźwignięte światłem wzwyż, piętrzyły się w blaskach tak wysokie, tak niebostrzelne, że podróżni ze ściśniętym sercem, z lękiem wprost — z zawrotem w głowie niemal — przyglądali się tym oczywidnie zupełnie obcym a potężnym szczytom.
Obezwładnieni uczuciem zbłąkania, bliskim rozpaczy, rozważali długo. Z trudem rozpoznawali w zjawach świetlistych stoki Jasienowa, a w wyniosłych widziadłach tak dobrze, najlepiej im znane połoniny: Białą Kobyłę, Ihrec, Pisany Kamień, Morelową.
Ich własny stary świat! Pastwiska rozległe, carynki zaciszne. A niżej lasy: haj, lasy to, myśliwskie ostępy, Boże komory, schowki pełne wszelakiego zwierza. Wspomnienia oprowadzały każdego z nich niezawodnie po tych tęczach i blaskach jak po mapie przejrzystej. Lecz rozzwierciadlone oblicza starych wierchów, wyzwolone od trosk i smutków, utraciły swe zmarszczki, wygładziły karby. Temu to, gdy już rozpoznasz ten przenicowany światłością świat wywyższony, odmłodzony, odbudowuje ci się tym prędzej jego wnętrze.
Nie wspomnienia już — te i owe — lecz wszystek rdzeń życia, smak świata. Z mieszanego tworzywa wszelaką mozaiką wypisany. Wspomnienia, ale w świętych koronach tęsknot oczekiwania — nigdy nie spełnione — tym niebosiężniej rzeczywiste, przygody tak rozświetlone nadzieją, że topią w sobie, co mogło być naprawdę. Takież one, we wnętrzu tych pasem, przemienionych w świetliste słupy, w skalnych skrytkach — skarby: skarby Wielitów, skarby Doboszowe, cerkwy i organy skalne, sygnaturki kapliczek tajemnych dzwony rachmańskie — skarby kto wie jakie jeszcze. W tych skalnych i w innych jeszcze skrytkach.
Zaprawdę światło samo wydarło gór wnętrze wiecznie młode, objawiło je. Ich dziejom wzniosło pomniki najświetniejsze.
Powoli wzrok ich wracał ku najbliższym przeciwległym stokom Bystreca. Poczuli, że są w domu. Rozpoznawali wśród lasów i carynek każdą chatę, każdy stóg siana.
Światło wyzwoliło ich, rzuciło poza świat i zwróciło ich światu.
Toteż na młakach obok wyżnej stai wędrowcy nabrali wzajemnie śmiałości do siebie. Spadły z nich podejrzenia, obawy. Poznali się w końcu. Byli to: Pigacz, znany strzelec z Bereżnicy i czterdziestokilkoletni gazda z Hołów, Dmytro Szekieryk.