Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szało się wszystko. Z początku rozhałasowało się trochę towarzystwo gazdowskie, a potem rozsypało się i znów się uciszyło. Postawali sobie gromadkami, gwarzyli, ludzie z odległych okolic zaznajamiali się. Równy i łagodny szmer rozmów wiał po dziedzińcu cmentarza. Tak pogodnie i wesoło zrobiło się, jak wiosną na połoninie, gdy buczki zaczną się świecić jakby uśmiechać, szeleszcząc cichutko, a pośród bukowinek nieruchome jawory, jakby watażkowie dumni, rozpysznią się ostrą zielenią.
Znów wielu wracało do gromady, znów cisnęli się wokół Dmytra, ściskali mu dłonie, dotykali go lekko. Starsi ściskali Sztefanka, całowali się wzajemnie w ręce. Znów rozchodzili się i krążyli po cmentarzu. Młodzi podnosili bardki, odgrażali się w stronę Kut, odgrażali się też w stronę dworu. Tak, jak gdy na senny i znijaczony zimnem rój pszczeli promień słońca padnie — a zaraz bzyka ta i owa pszczółka, odpowiada jej potem z lekka chór pszczeli — znów jedna i druga co dzielniejsza się rozbrzęczy, rozśpiewa, a coraz głośniej wtóruje, gra chór, coraz butniej latają, krążą i odgrażają się, przenikliwym głosem wydając zew wojenny, strażnicy ula, szukając kogo by ciąć; aż cały rój rozbujani się, krąży, wiruje i huczy — lecz coraz to każda pszczelinka wraca do mateńki, aby jej przynieść trochę ciepła słonecznego, aby zobaczyć czy dobrze się miewa, aby wetchnąć jakiś pyłek z jej mocy, zapach jej płodności. —
Szereburièk przekrzyczał cały gwar:
— Skoro tak, to dawaj nam, knieziu junaczku, nakazy mocne. Co robić? Kto ma iść z tobą posłować? Ja już nic nie sprzeciwiam się. Ty sam wiesz najlepiej. —
Dmytryk nakazał wybierać posłów. Postanowił, że dość będzie dwudziestu. Niech obecne tu rody i gromady zgodzą się i postanowią.
Wybierali tedy. Z początku co drugi chciał iść do cesarza. Sam siebie wybierał. I jeszcze pobratyma o głos prosił. Mało który pozyskał dwa głosy, bo i drugi chciał przede wszystkim siebie samego posyłać do cesarza. Zaczęły się zwoływać rody. Tego i owego odciągano, aby wybierać podług gromady czyli gminy. Każda gromadka hałasowała i szemrała łagodnie. Śmiali się, prosili jeden drugiego, przekomarzali się i przekonywali siebie, to jeden drugiemu podarki obiecywał, to szeptali po kątach, jakby nie wiem jaką tajemnicę powierzając sobie wzajemnie. Tak przyszło już południe, kiedy wybrali ponad setkę